poniedziałek, 14 lutego 2011

O świętym Walentym bez Walentynek i (na)dziane misie.

Święty Walenty aktualnie tylko w jeden sposób się kojarzy z Walentynkami.  Ja osobiście ich nie obchodzę gdyż jestem zdania że powinno się celebrować każdą szczęśliwą chwilę niezależnie od tego czy jest jakakolwiek rocznica czy nie, a najmilsze są okazje bez okazji. 
Zanim w Polsce święty Walenty stał się patronem zakochanych, przez stulecia był przede wszystkim patronem ludzi chorych na epilepsję potocznie zwaną padaczką i choroby nerwowe. Ja mam szczęście - tak, tak szczęście - mieć padaczkę i piszę to dlatego żeby zwrócić uwagę na Nas chorych że jesteśmy tacy sami jak Wy. Nie zarażamy jak się kiedyś spotkałam z taką opinią. Nie chodzi mi o litowanie się nade mną i resztą epileptyków tylko uświadomienie i zapoznanie z podstawowymi zasadami jak zareagować kiedy widzimy chorego który dostał ataku (odpowiednie ustawienie ciała, zdjęcie okularów,  kontrolowanie kończyn czy pilnowanie żeby się nie zadławił językiem itd) w ostateczności wiadomo wezwać pogotowie. Patrząc na takiego człowieka nie stójcie bezczynnie. Istnieje też wiele odmian ataków które tak "strasznie" nie wyglądają a wręcz mogą być niezauważalne dla osoby postronnej co nie oznacza że nie należy na nie reagować. Dlatego tak bardzo ważne jest szybkie rozpoznanie choroby też u dzieci którym może się wydawać że "to" jest normalne i tak każdy inny ma (czyt. ja tak myślałam :)) nie wiedzą co i jak powiedzieć że coś się z nimi dzieje nie tak. Z tą chorobą można a wręcz należy żyć normalnie. Ograniczenia , trudno zawsze będą ale jak brzmi ostatni wers piosenki K. Antkowiaka "Zakazany owoc": Zerwiesz go, posmutnieje świat. Czasem lepiej sobie odpuścić i znaleźć coś co można robić. Dla zainteresowanych padaczką odsyłam do podstawowych informacji zawartych  na Wikipedii , padaczce, czy do tej strony. 
Na sam koniec jeśli ktoś dotrwał  migdałowe ciasteczka od serca dla serca. Na początku miały to być zwykłe kruche z oczkiem ale wymyśliłam sobie że będą migdałowe. Pogrzebałam i ponownie wylądowałam na forum cin cin. Autorka przepisu twierdzi że idealne są na Boże Narodzenie, jak dla mnie one mogą być całoroczne. Są kruchutkie i bardzo migdałowe. Przepis podaję za Joanną z moimi zmianami. 



Kruche ciasteczka migdałowe

200g mąki pszennej
200g mielonych migdałów
200g masła
100g cukru - ja dałam 70 g zwykłego i łyżkę waniliowego
szczypta proszku do pieczenia
szczypta soli
2 żółtka
łyżeczka mielonego mahlabu - Basiu jeszcze raz dziękuję

Mąkę przesiać. Dodać sól, proszek do pieczenia, mielone migdały, mahlab i cukier. Dokładnie wymieszać. Do masy dodać zimne masło i pokroić na kawałki wielkości jałowca, dodać żółtka i szybko zagnieść. Ciasto zawinąć w folie spożywczą i włożyć do lodówki na 2 godziny. Po czasie wałkować ciasto na grubość około 5 mm  lub cieniej jak u mnie. Autorka pisze aby piekarnik nagrzać o 200C (ja dałam 180C) i piec 10-15 minut. Piekłam zdecydowanie krócej na złoty kolor bo bym sobie spaliła ciasteczka. Zapach podczas pieczenia nieziemski..... :-). 


Po upieczeniu ciasteczka lepiej żeby chwilę przestygły zanim zostaną zdjęte z blachy gdyż w pierwszym momencie mogą się rozsypać. Dodatkowo w oryginale były one ozdabiane lukrem i posypywane płatkami migdałowymi. Ja zdecydowałam się je przełożyć dżemem truskawkowym (dlatego cieńsze piekłam i mniej dałam cukru a i tak były słodkie).  



Tak więc życzę tym co obchodzą Walentynki udanego święta a epileptykom wszystkiego najlepszego z okazji Światowego Dnia Chorego na Padaczkę :-).

11 komentarzy:

  1. Ja mam dokładnie takie samo zdanie - walentynki świętować cały rok! Jednodniowa akcja z kiczowatymi gadżetami to czysta komercja.
    Twoje ciasteczka są pysznie migdałowe.Dla mnie też całoroczne.
    A ja zapraszam na zupę /bez Walentego.../.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam u Ciebie i porwałam miseczkę zupy ;-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiedziałam, że Walenty jest patronem ludzi cierpiących na epilepsję.
    A co do zachowania otoczenia, to rzeczywiście czasem można poczuć się źle. Tak sobie myślę, że w szkołach powinno się mówić więcej o takich sprawach (i wielu innych związanych ze światem, który nas otacza), czasem młodzi ludzie nie wiedzą po prostu jak się zachować i z tej niewiedzy mamy taką właśnie nieprzyjemną sytuację.
    Może zamiast o pantofelku i układzie pokarmowym gołębia, na biologii powinno się mówić więcej o człowieku?
    Ale to długi temat...
    Ładne misie:)
    Pozdrawiam serdecznie,
    SWS

    OdpowiedzUsuń
  4. Zatem wszystkiego najlepszego:) Dobrze, że napisałaś ten post, myślę, że warto oswajać ludzi z faktem, że chorzy są obok nas i warto wytłumaczyć im jak reagować (w razie ataku, a także w normalnych relacjach, nie bać się chorych). Dla mnie to bliski temat, ktoś z moich bliskich chorował na epilepsję więc cieszy mnie każde zwrócenie uwagi na tę chorobę. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego

    a migdałowe miśki są cudne! porywam jednego! (dla mełej Lu;))

    OdpowiedzUsuń
  5. MZ
    Zgadzam się w zupełność w szkołach powinno się o takich sprawach mówić i nie tylko w integracyjnych. Pozdrawiam :-)

    mar
    Dziękuję :-). Tak czułam i w pewien sposób potrzebowałam o tym napisać. Cieszę również że bliska Ci osoba wyszła zwycięsko :-). Porywaj ile Ci dusza zapragnie :-). Pozdrawiam :-)

    Ago
    Bo misiaczki mają to coś w sobie ;):) Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, ze o tym napisalas! Wielu ludzi nie wie nawet jak sie zachowac gdy ktos obok nas ma nagly atak... A to bardzo wazne przeciez by wiedziec jak pomoc.
    Medal za ten post ode mnie! :)
    I za ciasteczka :))

    Pozdrawiam Cie serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Ci Beo za te słowa i ja Ciebie pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi, o to jest cos - kruche z mahlabem, to bym nie wpadla, a brzmia tak ze bede piec!
    Usciski!
    PS. Prosze, a misie cudne!

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie pierwszy raz trafiłam na Twojego bloga i podpatruję smakowite pomysły, a tutaj taki poruszający post, szczególny i dla mnie.

    To prawda, że wiele osób nie wie co zrobić, gdy jest świadkiem ataku. Czasem nawet najbliżsi paraliżowani są strachem. Wiem niestety o tym aż za dobrze, bo sama choruję na padaczkę i choć od kilku lat jest pod pełną kontrolą, to czasem, z rzadka zaskoczy ... niestety zwykle nie tam gdzie bezpiecznie, a inni mogą pomóc. Wiesz, to wspaniale, że napisałaś ten post. Ja nigdy nie umiałam niestety :(

    I wiesz, ja jakiś czas po atakach zawsze bywam koszmarnie głodna i takie ciasteczko z puszki wyciągane to prawdziwe zbawienie i pocieszenie :)

    Uściski :* i z góry przepraszam za tak osobisty komentarz, ale bardzo poruszył mnie Twój post.

    OdpowiedzUsuń
  10. Basiu
    Przepraszam nie zauważyłam komentarza. Mam nadzieję że ciasteczka będą smakowały :-) Ściskam

    Tilianaro
    Nie przepraszaj jest mi bardzo miło i też Tobie gratuluję że odważyłaś się napisać że też masz epi bo nie każdy chce i potrafi o tym mówić. Co szanuję i rozumiem. Jeszcze powiem o strachu najbliższych obserwujących bo myślę że łączy się to również z ich cierpieniem że znowu dana osoba dostała ataku.

    Życzę Ci abyś mogła się cieszyć ciasteczkami również bez okazji :-)
    Pozdrawiam serdecznie :-):*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedzenie strony i pozostawienie komentarza :-).